Nie było mnie tu i na Instagramie kawał czasu. Nie chciało mi się. Za każdym razem, jak chciałam coś napisać, to uświadamiałam sobie, że muszę wykonać pracę, której wykonywać nie chcę. Nie chodzi tu o samą czynność tworzenia bloga i o regularność. Ehh, jak jesteście ciekawe, to zapraszam.
Zobacz też to: Jak nauczyć się odpuszczać?
Zniszczenie pierwotnej bezproblemowej
No właśnie. Sama ją zniszczyłam i to zanim na dobre się zaczęła. Dwa lata temu stworzyłam tego bloga, by dzielić się swoimi trudnościami i być może inspirować innych do walki. Chciałam, aby to był mój pamiętnik, tworzony przede wszystkim dla mnie, ale też dla osób, które być może zmagają się z podobnymi problemami. W praniu okazało się, że nie rozbujam bloga bez social mediów (których fanką nie jestem), dlatego postanowiłam przekonać się do Instagrama. Było fajnie. Poznałam mnóstwo osób, które myślą i czują podobnie. Czułam się wniebowzięta. Jestem świadoma tego, że Was zawiodłam, zostawiając profil bez znaku życia, dlatego przepraszam. Stwierdziłam jednak, że nic na siłę. Na ten moment nie planuję tam wrócić, ale być może kiedyś zmienię zdanie, jak już dowiem się, jak zrobić to na własnych zasadach.
Jak doszło do destrukcji?
Tak, jak wspomniałam wcześniej, to ja jestem winna. Nie potrafię znaleźć balansu pomiędzy autentycznością a poczytnością. W dużej mierze wynika to z zawodu, który wykonuję. Od lat tworzę treści dla biznesów online. Od 1,5 roku natomiast dodatkowo zajmuję się SEO, czyli pozycjonowaniem stron internetowych. Mimo tego, że byłam tu nieaktywna prawie rok, to mój blog ma całkiem niezłe statystyki odwiedzin. Wynika to przede wszystkim z ogromu pracy, jaką wykonałam oraz poczynionych inwestycji. Nie potrafię się jednak z tego cieszyć, ponieważ wpadłam w pułapkę zdecydowanej większości twórców. Nie piszę tu o tym, o czym chcę pisać, a o tym, o czym inni chcą czytać. Zapytasz – w czym problem? Przecież to jest podstawa twórców w Internecie. Poznajesz swoją grupę odbiorców, dostosowujesz pod nich treści, język i jednocześnie starasz się być maksymalnie autentyczną.
Tak się robi biznes online, tak się buduje markę osobistą, tak się buduje zasięgi. Tylko ja nie chcę żadnego biznesu, bo to mi tworzy presję, nie chcę bawić się w ekspertkę i opisywać naukowego podłoża swoich problemów tylko dlatego, że narzędzia SEO pokazują mi, że ludzie szukają takich informacji. Nie zgodzę się też, że da się zbudować cokolwiek w Internecie, nie opierając content planu na trendach lub kontrowersji. Wychodziłam z założenia, że nie po to inwestuję tyle czasu w bloga, by nikt mnie nie czytał. Zapomniałam tylko, że w pogoni za czytelnikami zgubiłam pierwotny powód założenia bezproblemowej.
Co dalej?
Na pewno chcecie mi napisać, że wielu twórców robi tylko to, co chce, a ludzie ich polubili za autentyczność. Zgadzam się. Jednak moja nisza jest dość specyficzna i bardzo trudno się przebić. Dodatkowo minęły czasy niskiego progu wejścia. Wtedy był czas na autentyczność i kreowanie trendów.
I żeby była jasnoś – ja nie chcę na tym zarabiać. Po prostu chciałam mieć gdzieś ulokowany sens, mieć poczucie, że robię coś fajnego. Bałam się, że nie starając się odpowiadać na pytania odbiorców, równie dobrze mogłabym zamykać swoje teksty w szufladzie. No powiedzcie same, czy chciałoby Wam się tworzyć coś regularnie, poświęcać czas i pieniądze widząc, że nikt tego nie czyta? Teraz już wiem, że zadowoli mnie nawet mała garstka odbiorców. Wiem, że nienarzucanie sobie konkretnych tematów treści wpłynie pozytywnie na moją produktywność i nastawienie do bloga. Spróbuję pisać po prostu od serca i to, co chcę. Bez słów kluczowych, kolaboracji z innymi twórcami, gdy nie mam na to ochoty, bez zadęcia, nagłówków pod SEO i całego zbędnego pi#$%#@nia.
Jeśli nie czytałaś, może Ci się spodobać: Pogubiłam się w życiu – co robić?
Portal informacyjny Nasz Głos – Co wpływa na pogarszanie się stanu psychicznego u młodych osób?